Wracam do domu...
Zdjęcie: Opracowanie własne, zakaz kopiowania. |
Ledwo słońce wzbiło się za horyzont a ja z walizką wolnym krokiem idę chodnikiem na przystanek autobusowy. Z domu rodzinnego po krótkim urlopie wracam do mojego domu.
Poranną ciszę od czasu do czasu przerywał głos mamy, która towarzyszyła mi w drodze, do czasu gdy poprosiłem ją by dalej mnie nie odprowadzała.
Nie lubię pożegnań. Zawsze jest mi wtedy smutno. Jakbym już nigdy miał tam nie wrócić, albo nigdy już się z rodziną nie zobaczyć...
Przytuliłem mamę starając się przekazać jak najwięcej miłości ile mogłem, a jednocześnie starałem się nie uronić ani jednej łzy.
Poszedłem dalej. Co kilka metrów odwracałem się by zobaczyć jak mama wraca do domu, ale zawsze w tym samym momencie i ona spoglądała na mnie i z uśmiechem na twarzy machała mi ręką.
Miało być inaczej, mogło być inaczej, gdyby wiedziała o mnie jak żyję.
A tymczasem wiem, że się martwi o mnie, że jestem oddalony od rodzinnego domu kilka set kilometrów.
Może byłaby spokojniejsza, gdyby wiedziała, że obok mnie jest osoba, która troszczy się o mnie. Ale nie wie... może się domyśla... ale nigdy nie usłyszała tego ode mnie!.
Kościelny ślub i wesele mojego brata. Kto by się spodziewał?!. Ale cóż przyszła bratowa (a w sumie już obecna) jest w ciąży, a rodzinę ma bardzo wierzącą więc to jakby było koleją rzeczy.
Nie mogłem nie pójść, chociaż przez ostatnie lata unikałem takich imprez. Tym razem nie mogłem.
Grafitowy garnitur, biała koszula i czarny krawat. Klasycznie ale ja tak lubię.
Już wczesnym sobotnim porankiem razem z mamą pojechaliśmy do domu Panny młodej na błogosławieństwo.
W końcu w kościele jeden z najważniejszych momentów, składanie przysięgi.
Spoglądałem na Młoda Parę i nie umiałem nie uronić łzy. Patrzyli na siebie takim szczerym wzrokiem, ze spokojem powtarzając za księdzem słowa przysięgi.
W międzyczasie rozglądałem się dookoła za gośćmi a konkretniej za moim kuzynostwem z którymi raczej nie mam kontaktu.
Pomimo moich obaw wszystko było dobrze, a nawet bardzo pozytywnie. Sam byłem zaskoczony.
Oczywiście dwóch moich kuzynów i ich żony zachowywali się tak jakby mnie nie znali. Ale pomyślałem sobie mam to gdzieś. Już na samym początku podszedłem do nich i zacząłem rozmowę. Byli zaskoczeni ale chyba tak jak ja pozytywnie.
Bawiłem się niesamowicie. Z parkietu schodziłem tylko po kieliszka, no i trochę ciasta :P
Dawno nie spędziłem tak miłego czasu z rodziną.
Niedziela - czyli poprawiny. Atmosfera była taka sama jak dnia poprzedniego, z tym, że ze mną było coś nie tak.
Siedziałem przy stoliku i rozglądałem się dookoła. Smutno mi się zrobiło, że już w poniedziałek rano muszę wyjeżdżać. Nie dane mi było spędzić więcej czasu z bliskimi tak jakbym chciał.
Gdy nastał wieczór. Goście się już rozchodzili, ja również zacząłem się żegnać i zbierać do domu.
Mój brat gdy się z nim żegnałem przytulił mnie mocno i powiedział "Oskar, wiesz, że Cię kocham".
Mój starszy brat... zawsze mieliśmy dobry kontakt, ale te słowa nigdy jeszcze nie padły.
Odwzajemniłem tymi samymi słowami, przytuliłem jeszcze raz i szybko schowałem się w taksówce każąc kierowcy odjeżdżać.