Translate

Poznajmy się :)

środa, 27 czerwca 2018

Gej klub

Twarzą w twarz

Zdjęcie: Opracowanie własne, zakaz kopiowania




- Wzięłam kilka rzeczy, pokaże ci- Ola przytachała walizkę do salonu, gdzie ja siedziałem wygodnie na fotelu i popijałem Cosmopolitan.
- No to zaczynaj pokaz!- uniosłem kieliszek do góry.
- Co myślisz o tej?- trzyma w ręku tunikę w czarne drobne kwiatki.
Zamilkłem na chwilę unoszą prawą brew do góry na znak niepokoju.
- Nie słońce! w tym  pójdziesz jutro ze mną do parku. Pokaż następne.
-A to?
- Olu to jest zajebiste!- czarny top bez rękawków, obszyty przy dekolcie srebrną nitką !- Załóż to- dodałem.
Ola po kilku chwilach wróciła i powiedziała.
- Osiłku, ale jak podniosę ręce do góry to mi cycki wyskoczą!
Oboje wybuchliśmy śmiechem!
- I o to chodzi Olu! Zrobisz genialne show - parsknąłem.

      Przypomniała mi się scena z serialu SEX W WIELKIM MIEŚCIE (sezon 5 odc 1) gdy dziewczyny wybrały się do klubu pełnego marynarzy. Carrie wspomniała, że widziała już cycki Mirandy i Charllote, brakuje jej do kompletu tylko biustu Samathy. Oczywiście Samatha (ubrana w podobny top co Ola) odgina dekolt by pokazać piersi koleżance.
- Mam nadzieję, że będą tam jakieś lesbijki. Chciałabym aby mnie jakaś podrywała. Taka Agnieszka Chylińska, dla niej mogła bym być lesbijką- dodała Ola.

     Kilka godzin później, gdy nasi faceci poszli już spać, ja z Olą, która była ubrany w czarny top i jeansy, staliśmy już na przystanku metra nie dowierzając ani w to, że Ola przejechała około tysiąc kilometrów samochodem by mnie odwiedzić, a ni w to, że szliśmy do gej klubu, o którym jej często opowiadałem.( link-Milion małych myśli)
Zachowywaliśmy się jak nastolatkowie. Śmiejąc się w głos, trzymając się za ręce i wygłupiając.

    Około godziny dwudziestej trzeciej byliśmy już na miejscu. W klubie nie było zbyt wielu osób, a Drag Queen show (link-Taki mały własny świat) zaczynało się około pierwszej.
   
     Podczas gdy Ola zajęła miejsce przy stoliku, ja podszedłem do baru by zamówić dla nas drinki.
    Zabawne, przychodzę do tego klubu trzy, może cztery razy w roku, a niektórzy pracownicy mnie dobrze kojarzą. Podobnie było z kelnerem, który znał mnie z widzenia, ale nie z klubu.
    Gdy usiadłem przy barze czekając aż kelner przygotuje trunki, dwóch kolesi obok zaczęło się do mnie dostawiać.
Jeden bardziej przegięty od drugiego. Solarium albo dobry puder, nie wiem, wypicowani aż błyszczeli.
-Ale masz mięśnie- powiedział jeden z nich.
-Dzięki- uśmiechnąłem się życzliwie.
-Są tak napompowane, nie boisz się, że wybuchną? - i oboje zaczęli chichotać jak podlotki.

     Moja przyjaciółka stwierdziła, że faktycznie wyglądam fajnie. Miałem na sobie biały t-shert bez rękawów, spodenki jeansowe i oczywiście skórzaną bransoletkę.
Zanim zaczęło się show do naszego stolika podchodziło kilka osób. Jeden z kolesi próbował się chyba z nami zaprzyjaźnić. Często podchodził kelner i zagadywał. Był jeden polak, którego znam z widzenia, więc i z nim zamieniliśmy kilka słów. Gdy zagadał po polsku, Ola z radosnym okrzykiem rzuciła mu się w ramiona. Później nawet porwał Olę do tańca.
     Dosiadło się do nas kilka dziewczyn. Moja przyjaciółka jest chyba za bardzo wpatrzona  w Chylińską! Nie znalazła żadnej by zawiesić oko, co według mnie było nieprawdą, były dwie fajne. Ale co mnie- geja obchodzą lesbijki!

    Popijając drink za drinkiem, plotkując o facetach, którzy patrzyli się w naszą stronę, nie zauważyliśmy kiedy show się zaczęło.
Każdy występ zaczyna się oczywiście od przedstawienia wykonawcy "Madame ..." i pada pseudonim artystyczny. Jedną z Drag Quuin poznałem osobiście. Występowała jako pierwsza- około pięćdziesięcioletni facet, przy tuszy, bardzo miły, zabawny i jak Ola dostrzegła z niedokładnie pomalowanym okiem.
     Staliśmy tuż przy podeście na którym odbywało się show. W połowie występu zauważyła mnie, przestała śpiewać, podeszła do mnie i dała mi buzi w policzek.
     Urocze. To nie był pierwszy raz. Zawsze gdy mnie widzi, w jakiś sposób pozdrawia mnie ze sceny.

     Po występie parkiet należał do nas! Zanim tłum zaczął ruszać biodrami, zrobiliśmy to my.
Sensualność, chemia, wyczucie rytmu. Uwielbiam tańczyć, nie wiedziałem, że Ola będzie idealną partnerką. Nic więc dziwnego, że kilku kolesi, którzy w końcu odważyli się do mnie zagadać, myśleli, że jesteśmy parą.
     W tłumie gapiących się oczu dostrzegłem pewnego kolesia. Około czterdziestki. Niecały metr osiemdziesiąt wzrostu, bardzo szczupły, z brodą. Ubrany w szary t-shert z nadrukiem Micky Mouse  Za każdym razem gdy nasze spojrzenia się spotykały on przytrzymywał mój wzrok. Było jasne, że ma coś w planach.

    Spotkaliśmy się twarzą w twarz na schodach przy toalecie. Zagadał mnie jakiś koleś. Przegięty typek z papierosem w dłoni na siłę opowiadał mi o swoich wrażeniach z zeszłorocznej parady równości w Koloni. Próbując odejść wpadłem na Micky Mous.
Wszystko jak by w zwolnionym tempie. On próbuje zejść ze schodów, ja stoję mu na drodze.Spojrzenie za spojrzeniem. Jego źrenice przyciągały mnie jak magnez. Gościu z papierosem opowiadał nieprzerwanie.
Nim zdążyłem ocknąć się z amoku facet stał już obok nas.
Podałem dłoń i przedstawiłem się. Odwzajemnił gest i powiedział, że na imię ma Andrew.

     Jego oczy były wlepione we mnie, widać było, że mu się podobam. Był też lekko podenerwowany i mocno podpity.
W pewnym momencie naszą rozmowę przerwał nam chłopiec z papierosem, który poczuł się chyba zignorowany bo z głośnym śmiechem zaczął wchodzić nam w słowo. Nie pamiętam jego imienia. Ani ja ani Andrew nie chcieliśmy z nim dłużej rozmawiać.
     Gdy tak staliśmy oparci o ścianę w oparach dymu tytoniowego Andrew zapytał mnie czy dam mu swój numer telefonu. Jak zawsze w takich przypadkach uruchamia się u mnie automatyczna gadka "Sorry mam chłopaka". Tak było i tym razem.
Poszedłem do Oli tańczącej na parkiecie.
Micky Mous podążał za mną. Nie pytając o zgodę przyłączył się do tańca.
Przystojny. Naprawdę fajnie wyglądał, ale cóż. O numer prosił mnie jeszcze kilka raz. Bezskutecznie. Poprosił też o to Olę, Moja przyjaciółka pogłaskała go po twarzy, mówiąc, że nie może.
Gdy stałem na parkiecie trzymając Olę w objęciu i kołysząc się w rytm muzyki Adrew bez przerwy się nam przygląał.
-Długo się znacie?- zapytał.
-Prawie trzy lata- odpowiedziała Ola.
-Widać, że dobrze się rozumiecie- odrzekł i spojrzał na mnie.

     Wieczór zbliżał się ku końcowi. Zapłaciliśmy rachunek, kiwnęliśmy na pożegnanie do Andrew i mieliśmy już ruszyć w kierunku wyjścia, gdy nagle on chwycił mnie za ramię.
-Poczekaj- powiedział- może jednak dasz mi swój numer, spotkamy się, pogadamy.
-To nie ma sensu, nie mogę-  złapałem jego twarz w dłonie i spojrzałem w oczy, po czym przytuliłem go po przyjacielsku i wyszliśmy.

- I jak ci się podobało?- zapytałem w drodze powrotnej.
- Oski to zupełnie inny świat! Totalny matrix.
- Masz rację, dlatego lubię gejowskie kluby- zbyt rzadko tam bywam, pomyślałem sobie.
- Płeć traci na znaczeniu. To znaczy ma znaczenie, ale wiesz, atrakcyjność jest poza płcią. Ktoś cię kręci i chuj z jakimiś granicami.
- Masz rację! Nikt tu nikogo nie osądza. Każdy jest tym kim chce być i nikomu to nie przeszkadza.
- To jest piękne, ludzie zwyczajnie bawią się ze sobą. Jednocześnie możesz mieć i słońce i deszcz, no cóż, tęcza!




piątek, 8 czerwca 2018

Nowe ścieżki

Dlaczego się nie odezwałeś?

gej opowiaania, gejowskie fotki
Zdjęcie: Opracowanie własne, zakaz kopiowania



"Przyjaciel to człowiek, do którego dzwonię po wielu miesiącach, a nie pyta: dlaczego się nie odzywałeś, tylko mówi: cieszę się, że właśnie dziś słyszę Twój głos."

                                                                                                                          (R. Ligocka "Czułość i obojętność")




     Zazwyczaj wiadomości od przyjaciół sprawiają nam przyjemność. Cieszymy się z kontaktu, ze spotkań. Aczkolwiek nie jest to regułą. Nie zawsze wiadomość od przyjaciela, czy też kogoś, kto zwyczajnie jest nam bliski wywoła uśmiech na twarzy. Tak było tym razem.
     Gdy poznałem Biga jakieś dziesięć lat temu, (jak poznałem Biga) mój chłopak przy najbliższej okazji przedstawił mi swojego przyjaciela. Koleś miał na imię Marcin. Siedem lat starszy ode mnie, mojego wzrostu, miły, sympatyczny, dużo się uśmiechał.
      Marcin stał się, że tak się wyrażę, nierozłącznym elementem naszego życia. Wspólne wieczory, obiady, imprezy czy wyjazdy na wakacje. Marcin dla Biga był jak brat, tak zawsze o sobie mówili.
     Po mniej więcej sześciu latach przyjaźni mój chłopak otrzymał wiadomość e-mail. Treść była krótka, a szczegółowa. Marcin nie mógł przyjaźnić się dłużej z Bigem ponieważ jego obecny chłopak mu zabronił.
    Nie wiem czy warto to komentować, zdarza się i tak. Natomiast historia ta jest lekko przewrotna.
Biga często wspominał swojego przyjaciela i tak naprawdę cały czas był mu bliski, pomimo długiej rozłąki.
    Jakiś czas temu nasi wspólni znajomi donieśli nam, że Marcin znowu jest singlem. Jego młodszy chłopak zostawił go dla innego. To była okazja by ponownie nawiązać z nim kontakt.
Od momentu wysłania pierwszej wiadomości , do przyjazdu Marcina do nas dzieliły trzy tygodnie.
     Dziwnie mi było witać w progu z rozwartymi ramionami kogoś, kto tak bardzo zranił i rozczarował mojego faceta. Aczkolwiek wiem jak bardzo ważne było dla Biga, by on ponownie był w jego życiu. Od ostatniego naszego spotkania dzieliło nas ponad pięć lat. Czyli troszkę więcej jak jesteśmy tu w Niemczech.
Nie byłbym sobą, gdybym  pewnego wieczoru nie powiedział Marcinowi jak bardzo nas zawiódł.
Nie umiałem inaczej, może to błąd, aczkolwiek chciałem zacząć z czystej kartki i musiałem to zrobić.
Marcin od tego spotkania ponownie zawitał do naszego życia. Już nie tak często jak kiedyś. Jednak mieszkamy poza polską, ale jest miło widziany w naszym domu. Mam tylko nadzieję, że nowi ludzi którzy pojawią się w jego życiu, nie zamażą na nowo wydeptanych ścieżek.

     Bywa też tak, że inni odchodzą w zapomnienie, poprzez codzienność czy... w sumie sam nie wiem... poprzez to, że człowiek nie kamień i się sam zmienia? Coś co kiedyś go bawiło, już nie śmieszy?
    Często wspominałem o Januszu, którego poznałem na jednej z imprez kolegi z kursu językowego. W czerwcu minie rok jak się nie widzieliśmy.
Janusz, nie był moim przyjacielem, raczej towarzyszem na imprezy. Tak czy inaczej chłopak postanowił się odseparować. Czy ubolewam? nie aż za bardzo. Jak wspomniałem z czasem przestaliśmy się rozumieć, jakby ta chemia między nami się ulotniła.

     Niektórzy pomimo tego, że chcieliby być obok, to nie umieją. Nie umieją być tymi, którymi tylko pozostaje im być. Marvin (jak poznałem Marvina) postanowił kolejny raz odciąć się ode mnie. Już na początku tego roku próbował się odseparować. Rozumiem go i bardzo mu współczuję, gdyż chłopak nie potrafi się odnaleźć w tym świcie, do którego musiał wrócić po naszym rozstaniu. Jak napisał to Kobus (link) "Dojrzałość zobowiązuje do akceptacji faktu, że niektórzy ludzie mogą być tylko w Twoim sercu- a nie w życiu"
     Postanowiliśmy utrzymać nasz kontakt, na zasadzie "naciąganej" przyjaźni. Wiadomo, że o szczerej przyjaźni nie ma mowy, gdy jeden jest po uszy zakochany w tym drugim. Jednakże po tym wszystkim co razem przeszliśmy nie chciałem puścić go w zapomnienie. W odgrywanie roli nieznajomych. To byłoby bez sensu. Już to przerabialiśmy, za jego prośbą. Nie przyniosło to oczekiwanych efektów. Chodzimy do tej samej siłowni, widywaliśmy się zbyt często by móc to kontynuować.
     Tak czy inaczej, w ostatni weekend,  budzę się rano, zaglądam do telefonu, a tam czekała na mnie wiadomość od Marvina. Wyznania miłości i zazdrości o moich znajomych. Napisał, że nie daje rady być moim przyjaciela, za bardzo mnie kocha. Łatwiej mu będzie udawać, że się nie znamy. Mamy mijać się na ulicy jak dwóch sobie obcych.
     Zgodziłem się, jeśli to ma mu pomóc...ok! Chcę jego szczęścia. Tak też mu napisałem.
Kilka minut później wysłałem kolejną wiadomość. To się nie uda! To głupie! To były moje słowa. Nie odpisał nic, zablokował mój numer.
Jak wspomniałem to kolejne jego podejście. Blokował, następnie pisał, że chciałby się spotkać.
    Minęły dwa dni, a minęliśmy się na siłowni. Ja w towarzystwie Simona on swojej przyjaciółki.
Zrobiłem tak jak prosił, był dla mnie powietrzem. Tego samego dnia wieczorem dostałem wiadomość, z podziękowaniem, że zrobiłem to o co mnie prosił. Moja myśl była jedna! Za każdym razem będzie mi dziękował?
Miał się nie odzywać a mimo to pisze nawet pod takim pretekstem.
Nie odezwałem się... nie odezwę się ...


"Trać co dzień coś nowego. Przyjmuj bez obawy straconą szansę, upływ chwili, zgubione klucze.
W sztuce tracenia nie jest trudno dojść do wprawy(...)
Nawet gdy stracę ciebie (ten gest, śmiech chropawy, który kocham), nie będzie w tym kłamstwa. Tak, w sztuce tracenia nie jest wcale trudno dojść do wprawy; tak, straty to nie nie takie znów (Pisz!) straszne sprawy."
                                                                                                                         (E. Bishop "Ta jedna sztuka"/przeł. S. Barańczak)







Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...