Translate

Poznajmy się :)

poniedziałek, 5 czerwca 2017

Jeden ruch cz 2

Coś stało się między nami


Oskar gej blog
Zdjęcie: Opracowanie własne, zakaz kopiowania


"Stoimy na dzikiej grani, we dwoje wpatrzeni sami, przywarci mocno ciałami, milczący bez łez i bez słów. Jeden ruch, jeden ruch. Jeden ruch i runiemy w dół"
Justyna Steczkowska -KOCHANKOWIE



       Wyrwani jakby z rzeczywistości. Jesteśmy my, jest opustoszały już park i cisza która wkradała się w dialog.
Oparł się o ławkę rozkładając ręce tak, że dłonią dotknął mojego ramienia. To był inny gest. Ten jeden. Odczułem w nim inność. Oparłem łokcie o kolana, podpierając dłońmi brodę. Wpatrywałem się przed siebie. Bez konkretnego punktu.
Marvin, zmienił pozycję, przysunął się i wpatrywał we mnie wyczekująco.
Patrzyłem i ja.
We dwoje, w skupieni, w milczeniu, a w zamęcie myśli
Jego szkliste oczy mówiły wszystko, a wręcz pytały czy może?
Jeden mój ruch. Jeden ruch i  spojrzałem tak, by mógł.
Mógł, więc zrobił. Zbliżył się do mnie, zamknęliśmy oczy, a usta złączyliśmy w pocałunku.
Nie delikatnym, własnie mocnym. Ruch warg był spójny, języki splatały się. Wszystko współgrało ze sobą jak w tańcu, którego układ przećwiczyliśmy w wyobraźni przez ostatni tydzień.
Nikt nad nikim nie dominował. Połączeni ruchem ust, nasze ciała jakby zamarły. Nie dotykałem go, on mnie też nie dotykał.

       Przerwaliśmy, może by złapać oddech, może by spojrzeć na siebie jeszcze raz. Nie wiem.
Nie mogłem. Odsunąłem się. On spuścił wzrok, wbił w ziemię, ja ponownie przed siebie.
Milczeliśmy. Bez czasu, bez ucieczki, bez pytań o winę.
Wróciłem do poprzedniej pozycji. Oparłem łokcie o kolana, podpierając dłońmi brodę. Ponownie wpatrywałem się przed siebie. Gdzieś przed siebie, bez punktu zaczepienia.
Marvin usiadł w podobnej pozycji do mojej.
-Jesteś już inny-rzekł, podążając za moim wzrokiem.
-Nie-odpowiedziałem.
-Tak, jesteś.

Wiem, że byłem. Tak byłem inny.

      Odwróciłem twarz w jego stronę. Oczy mu lśniły. To nie były łzy. To było pragnienie. Patrzył i wiem, że chciał jeszcze. Nic nie mówiąc, pytał. Znów pytał czy może. Patrzyłem na niego.
Zdałem sobie sprawę z tego, co zrobiliśmy. On, jak on, ma swoje sumienie, ale ja?

      Przez chwilę miałem obraz domu. Ja, Big, nasz pies, nasze życie. Rozsądek, a z drugiej strony chwila, która trwała. Może to i banalne, szczeniackie, aczkolwiek brnąłem na oślep. Nie miałem prawa ?

       Nie przerywałem wzroku skupionego na nim. Kolejny ruch należał do mnie. Ten jeden.
Zamknęliśmy oczy, przyciągając się do siebie nawzajem. Chciałem. I zrobiłem, jak chciałem.
Dłoń oparłem o jego policzek. Nie żałowałem gestów. Jego dłonie wędrowały po moich plecach i ramionach, moje po jego udach i kolanach.
Coś stało się między nami i w tym trwaliśmy. Oboje potrzebowaliśmy ucieczki od rzeczywistości, od tego co mamy. Tak to czułem.

     Gdy przestaliśmy, ja znów spojrzałem przed siebie. Marvin oparł głowę o moje ramię i wplótł swoją dłoń w moją.
Zapadał powoli zmierzch. A my, jak wyrwaniu z kadru komedii romantycznej. Ja, on i nasz nowy świat.
Być może ten świat nie ma racji bytu. Być może jest wyimaginowany, z datą przydatności, która skończy się jeszcze tego samego dnia. Ba, nawet za dwie, trzy godziny.

      Czy to ważne? Nie. To się nie liczyło.
Spojrzałem ponownie na niego. Pocałowałem go z pasją, pożądaniem.
Zdecydowany w tym, co robiłem. Chciałem go chłonąć. Dać mu też to, czego i on oczekiwał.

- Powinienem już iść- przerwałem ciszę i skrępowane uśmiechy zadowolenia.
- No, jest już późno- odrzekł, choć miałem wrażenie, że wcale nie chciał wracać.

      Wstaliśmy z ławki i ruszyliśmy alejką, która prowadziła do przystanku autobusowego.
Z początku chwilę zakłopotania zagłuszał jedynie szelest butów o podłoże. Im dalej oddalaliśmy się od ławki w parku, tym bardziej atmosfera się wyrównywała.
Znów byliśmy kolegami z siłowni. Tak jak gdyby nic się nie stało. Rozmowy płynęły swobodnie.


     Wracając do domu wiedziałem, że Big jest jeszcze w pracy.
Wspinając się po schodach na czwarte piętro, rozmyślałem o tym co zrobiłem.
Miałem wrażenie, że one nigdy się nie skończą; schody i myśli.
Powinienem mieć wyrzuty sumienia? Jakiś żal za grzechy? Jeśli tak, to nie miałem.
Cóż to zmieni?
Przecież wyrzuty sumienia to bezużyteczne emocje. Na nic nie mają wpływu. Przeszłości nimi nie zmienię- myślałem kiedy już otwierałem drzwi od domu. Nie stanę się lepszym człowiekiem, jak napisał to w swojej książce Wayne W. Dyer.

      Na komodzie w dziennym pokoju leżała nierozpakowana paczka od Mamy, a w niej płyta DVD ANIMA -Justyny Steczkowskiej.
Zaparzyłem sobie susz zielonej herbaty z owocami czerwonej porzeczki i usiadłem na kanapie wpatrując się w koncert mojej idolki.

     Niespełna kwadrans później usłyszałem szelest kluczy w drzwiach. Big przyszedł z pracy.
-Co tam?- krzyknął entuzjastycznie u progu.
... każdy dzień to szach i mat*
-A nic, oglądam koncert-  w tle "Szachmistrz" jeden z moich ulubionych utworów.
 Tej rozgrywki schemat ruchów dobrze znam*
- O fajnie! Dzióba, kupiłem coś na drinka, chcesz ?
wciąż od nowa rozgrywamy partię tę*
-Możesz zrobić- zdziwiłem się, gdyż pieszczotliwego słowa "dzióba" nie używaliśmy od dawien dawna- jak tam w pracy?-zagaiłem.
wszystko jeszcze w tej potyczce...*
-Jak zawsze. Tłumy ludzi, po prostu padam ze zmęczenia. Jak było na siłowni? Naoglądałeś się fiutków pod prysznicem?- powiedział uśmiechając się ironicznie.

... wszystko może zdarzyć się*

*J.Steczkowska"Szachmistrz"



c.d.n.


Część 1

1 komentarz:

Dzięki za uwagę :)

Related Posts Plugin for WordPress, Blogger...