Spakowałem plecak i ruszyłem w drogę
Zdjęcie: Opracowanie własne, zakaz kopiowania |
"Wszedłem do mieszkania, Big już spał w sypialni. Przymknąłem drzwi by podczas mojego prysznicu go nie zbudzić.
Ogarnięty po pracy kładę się do łóżka. Przed snem – modlitwa.
W pewnym momencie wypowiadania próśb do Najwyższego, pomyślałem sobie "nie chcę mi się" Dopada mnie monotonia dnia codziennego.
Pomimo tego, że od przyjazdu do niemiec minął zaledwie rok, a ja zaczynam samodzielnie stawiać pierwsze kroki, to i tak dla mnie za mało.
Po chwili przemyśleń skończyłem modlitwę i podszedłem do okna wpatrując się w miasto.
Stałem, Big dalej spał. Była cisza, może pomijając ruchliwą ulicę na której mieszkamy.
Powiedziałem „NIE!!! Oskar! Zmień swoje życie!‘’
(...)
Postanowiłem, że w przyszłym roku robię sobie tygodniowy urlop do Polski, i chcę spędzić kilka dni na samotnej wyprawie w górach.
Chcę przeżyć swoją małą przygodę!"(Fr. postu -Moje dziś- link)
Wiele od tego czasu się zmieniło.
Pamiętam jak dziś, chciałem przeżyć swoją przygodę. Pomysł nie spodobał się mojemu ówczesnemu chłopakowi. Jak to sam chcesz wyjechać na kilkudniowy urlop, powtarzał.
W ostateczności pomysłu nie zrealizowałem. Każdy urlop spędzaliśmy razem.
Nie chodziło mi o to, że potrzebowałem jakiejś rozłąki od swojego chłopaka, ale miałem taką wewnętrzną potrzebę pobycia sam ze sobą. Gdzieś daleko. Wśród przyrody.
Minęło sześć lat bym dojrzał do tej decyzji spakowania plecaka, wykupienia biletów i ruszenia w drogę.
W tym roku przeczytałem dwie książki R.P. Evansa "Am Anfang des Weges" oraz "Bis zum Horizont". Książki, które wraz z głównym bohaterem porwały mnie w podróż. Wtedy też przypomniałem sobie o tym wpisie, który przytoczyłem powyżej, o tym, że chciałem przeżyć własną przygodę.
Pomyślałem sobie, jeśli nie teraz to kiedy ? Jestem singlem. Oprócz pracy nie mam żadnych zobowiązań. Jestem wolny. Mogę robić co chcę.
To było pod koniec lipca tego roku. Sprawdziłem w internecie noclegi, a następnie dopasowałem sobie urlop z pracy. Moim celem nie była Polska. Postanowiłem zostać w Niemczech i pojechać do Königssee.
Nigdy tam nie byłem, a sama myśl o podróży w nieznane niezwykle mnie kręciła. Wyjazd zaplanowany był na połowę sierpnia. Miałem zaledwie ponad trzy tygodnie by kupić potrzebne rzeczy takie jak buty do wspinaczek górskich, plecak oraz ubrania i inne gadżety.
Tak czy inaczej, udało się.
Kilka godzin w pociągu, które musiałem przetrwać i byłem na miejscu. Mój nocleg znajdywał się blisko samych gór. Każdego dnia jedząc śniadanie na tarasie mogłem podziwiać piękny krajobraz.
W ciągu pierwszych trzech dni miałem wspiąć się na Watzmann, Jenner, oraz wędrować przy samym Königssee. Kolejne dwa przeznaczyłem na zwiedzanie okolicy.
Kto był w Alpach, czy w innych górach wie, że takie widoki nie są do opisania. To trzeba samemu zobaczyć.
Każda z tych wypraw zajmowała mi cały dzień. Miałem ze sobą plecach a w nim jedzenie, wodę, oraz ciepłą bluzę i kurtkę przeciwdeszczową. Trzeba być przygotowanym na każdą okoliczność. Pogoda w górach jest bardzo zmienna.
Robiłem mniejsze czy większe przerwy. Zatrzymywałem się również w górskich chatach, gdzie można było coś zjeść.
Jedna z gospodyń nawet na mnie nakrzyczała, gdy byłem niezadowolony z ich wyboru ciast. Wszystkie były z owocami. Wolałem bez. Nakrzyczała oczywiście z żartem; O nie! prosze pana. pan jest w górach, w Alpach i będzie pan jadł nasze regionalne wypieki. Stała tak nade mną z założonymi na biodra rękoma.
Zamówiłem ciasto ze śliwkami.
Pogoda mi dopisała. Było bardzo słonecznie. Pierwszy dzień był bardzo upalny. Co dwie godziny musiałem robić przerwy by ponownie posmarować się kremem z filtrem. Mimo wszystko rozkoszowałem się tym co przede mną.
Z powodu wirusa COVID 19 jaki nas prześladuje w tym roku, na szlakach nie było zbyt wielu ludzi. A już napewno nie było turystów z innych krajów. Taka sytuacja bardzo mnie cieszyła. Miałem to czego potrzebowałem, ciszę.
Zdarzyła się, też niestety przykra sytuacja. Od kilku lat mam problemy z kolanem. Podczas uprawiania sportów, czy wizyty na siłowni zawszę muszę mieć opaskę na kolano, które je stabilizuje.
Tak jak wejście na szczyt góry nie stanowił dla mnie problemu tak zejście już tak. Drugiego dnia tak mocno rozbolało mnie kolana, że nawet moje tabletki przeciwbólowe nie pomagały. Kijki trekkingowe, które miałem ze sobą były pomocne aczkolwiek mimo wszystko, myślałem, że z bólu padnę.
Byłem sam w lesie, jakieś cztery godziny do zejścia w dolinę. Stanąłem na drodze i pomyślałem sobie "Boże co mam teraz zrobić?"Każdy krok, to potężny ból. Jedynym rozwiązaniem w tamtym momencie było zajęcie umysłu myślami tak by jak najmniej odczuwać ból. W końcu udało mi się zejść i drogę powrotną do ośrodka w którym wynajmowałem pokój zaliczyłem autobusem.
Wieczorem tego dnia, leżąc w łóżku i przeglądając internet w telefonie dostałem wiadomość na GAY ROMEO. Miałem w planach wyłączyć tę aplikację na czas pobytu. Niestety zapomniałem. Okazało się, że jest chłopak, w tym samym ośrodku co ja. Napisał do mnie zaraz gdy zobaczył, że odległość między nami to około pięćdziesiąt metrów.
Przejrzałem jego galerię z ciekawości. Fajny brunet, dwadzieścia pięć lat. Wysoki, szczupły. Mimo wszystko nie odpisałem. Wylogowałem się, by nikt i nic mnie już nie rozpraszało.
Pech chciał, że spotkałem go następnego dnia stojąc w kolejce po śniadanie. Zauważył mnie i musiał mnie rozpoznać, bo dwukrotnie się odwracał, a gdy mnie mijał, uniósł głowę niczym obrażona królewna.
W drodze powrotnej postanowiłem nie iść jeszcze do pokoju tylko przejść się na pobliską łąkę i poczekać na zachód słońca. Następnego dnia po południu miałem już pociąg powrotny.
Wyszedłem na łąkę, zdjąłem plecak i oparłem się o drzewo. Patrzyłem w słońce. Słuchałem szumu wiatru. W takich chwilach wszystko jest nieważne. Świat staje w miejscu.
Chyba znużony tymi wędrówkami musiałem przysnąć na chwilę. Gdy otworzyłem oczy było już dość ciemno. Obudził mnie chłodny powiew wiatru. W pierwszej chwili nie wiedziałem gdzie jestem. Obok mnie pasło się kilka krów. Przegapiłem zachód słońca. Moje spodnie na tyłku przesiąkły wilgocią trawy. Zmarzłem. Zarzuciłem plecak na plecy i ruszyłem w kierunku schroniska.
Z bólem serca pakowałem plecak na podróż powrotną. Zrobiłem kilka wspaniałych zdjęć. To co zobaczyłem nikt mi z pamięci nie wymarzę. To co przeżyłem, nikt mi nie odbierze.